Ostatnio ciężko nam idzie przywołanie. Strasznie trudno jest wołać nie będąc słyszanym, wołać ciągle tak samo radośnie, nie drąc się i bez pretensji w głosie. Stąd narodziła się idea wszczepienia gwizdka.
Gwizdek ten podpatrzyłam u znajomej hodowczyni tollerów. Bardzo mi się spodobał jego dźwięk.
Nabyłam go już prawie rok temu i teraz się przydaje. Wcześniej miał być na wypadek pobytu Tesli u mnie i, że "kiedyś będzie dla mojego psa". Teraz już tak jest.
Aktualnie jesteśmy na etapie egzekwowania powrotu w małych rozproszeniach. Idzie znośnie. Choć zawsze mogłoby być lepiej ;) W zasadzie jest z tym jak z przywołaniem na imię – zależy czy coś jest atrakcyjnego do wąchania czy też nie.
Na odwołanie od największego rozproszenia, czyli Boffiego, nie ma na razie co liczyć.
Z teco co nas uczyli na szkoleniu, to nie tak się powinno robić.:) Polecam artykuł naszej trenerki: http://mals.pl/wychowanie-i-szkolenie/przywolywanie-malamuta/
OdpowiedzUsuńDziękuje, znam i też miałam przyjemność widzieć zajęcia w Dogadajcie sie.
Usuń